Przejdź do głównej zawartości


Imię dla dziewczynki. Felieton Adama Jaśkowa (201)



Nie wiemy jeszcze, jakie kształty miałaby teraz przyjąć deregulacja. Na razie ojciec chrzestny chwali się, że u niego w firmie nie ma związków zawodowych, a żaden kurier nie pracuje na etacie. Ameryka. A przynajmniej Amazon. A propos, swego czasu BBC twierdziła, że warunki pracy w magazynach Amazona przypominają obozy pracy przymusowej.


W Misiu Stanisława Barei najlepszym imieniem dla dziewczynki była Tradycja. Ta kultowa już fraza z filmu stała się przedmiotem wielu okazjonalnych wariacji i parafraz. Żyje życiem memicznym i będzie nim żyła aż do końca Internetu. Chciałbym dołączyć do grona parafrazujących i zaproponować niezwykle aktualne imię: Deregulacja. Brzmi dostojnie, wiele obiecuje. Jest na wielu ustach, znacznie częściej niż inne słowa, takie jak ojczyzna, rozsądek, sprawiedliwość czy dobrobyt. Wiem, że Rozsądek i Dobrobyt w języku polskim byłyby akurat imionami męskimi, no ale też coraz trudniej przypisać je konkretnym mężczyznom.

Wróćmy jednak do dziewczynek, czy raczej do kobiet, bo Deregulacja to zdecydowanie nie jest mała dziewczynka, mimo że zapewne z zapałkami albo nawet z napalmem. Imię to przyszło do Europy znad Zatoki Amerykańskiej, choć znane było nie od wczoraj. Po prostu wraca na nie moda.

Nie pamiętamy – być może nie chcemy pamiętać – że pierwszym polskim ojcem Deregulacji był Jarosław Gowin jako minister w rządzie Donalda T. Oczywiście Tjak Tuska, a nie T jak Trumpa. Minister deregulował zawody, wychodząc z założenia, że wszystkiego można się nauczyć, a rynek, czyli klienci, zweryfikują to, czego zawodowiec sam się nauczył. Czego Gowin nie zdążył zderegulować jako minister w rządzie PO, to starał się dokończyć w rządzie Zjednoczonej Prawicy. Tam przygotował ustawę o szkolnictwie wyższym, która zderegulowała uprawnienia senatów uczelnianych kosztem uprawnień rektora oraz tworu w postaci rady uczelni. Był to mały krok w kierunku prywatyzacji uczelni publicznych. Skorzystał na tym rektor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, który chyba najlepiej odczytał intencje ustawodawcy. Reszta rektorów publicznych została nieco w tyle. Rozwinęły się za to uczelnie prywatne oparte na „humanistycznym” czy może „humanitarnym”, ale merkantylnym podejściu do studentów.

Nie udało się – niektórzy powiedzą, że na szczęście – uregulować statusu psychologa i psychoterapeuty, w związku z czym łatwiej na „psychoterapię” się dostać, ale trudniej z niej wyjść. Za to naczelny deregulator wyszedł z rządu Morawieckiego prosto na terapię.

Aktualnym ojcem chrzestnym polskiej Deregulacji został ojciec paczkomatów. Co ciekawe, narzeka on na konkurencję na tym rynku i dlatego chciałby opatentować i zastrzec sam termin paczkomat. A mógł przecież adoptować.

Nie wiemy jeszcze, jakie kształty miałaby teraz przyjąć deregulacja. Na razie ojciec chrzestny chwali się, że u niego w firmie nie ma związków zawodowych, a żaden kurier nie pracuje na etacie. Ameryka. A przynajmniej Amazon. A propos, swego czasu BBC twierdziła, że warunki pracy w magazynach Amazona przypominają obozy pracy przymusowej. W odpowiedzi Amazon przytoczył opinie ekspertów, że warunki pracy są odpowiednie, a bezpieczeństwo pracowników jest dla firmy najważniejsze. Oczywiście w firmie nie ma związków zawodowych. Gdyby Wiesław Kielar dożył tych czasów, potwierdziłby, że nie takie rzeczy da się przeżyć.

Stany Zjednoczone są liderem deregulacji od czasów Ronalda Reagana. Nie jest to oczywiście deregulacja ciągła, bo zdarzają się administracje jak ta Obamy czy nawet Bidena, które płyną trochę pod prąd.

Europa – Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Włochy – też przeszła swoje deregulacje. Jakoś nie widać sukcesów. Wielka Brytania jest w największym kryzysie od czasów II wojny. I nie jest to efekt brexitu, bo brexit był efektem i zarazem największym sukcesem deregulacji. Ziszczonym marzeniem Żelaznej Damy.

Na co zmienić deregulację, o ile to jeszcze jest możliwe? A wydaje się możliwe, bo taka próba została podjęta w Wielkiej Brytanii. Keir Starmer, premier, jak mówią Brytyjczycy, o charyzmie dorsza z frytkami, zaproponował wielki plan inwestycji publicznych, budowę co najmniej 10 tysięcy domów wraz z niezbędną infrastrukturą komunalną. Docelowo do 2030 roku ma powstać 1,5 miliona mieszkań. Po prostu nowy plan pięcioletni. Brytania kontynuuje też budowę elektrowni jądrowych. Aktualnie budowane są dwie, a co pięć lat ma startować budowa kolejnej. Osobiście kibicuję Starmerowi, choć jest nudny jak pudding i ma za uszami brzydkie knucie w celu pozbycia się z partii swojego poprzednika. Mozolnie, nudnie i bez charyzmy Starmer próbuje uczynić Brytanię może nie wielką, ale zdatną do życia dla Brytyjczyków. Na kontynencie nikt dotąd nie myśli iść w jego ślady. Raczej jak zaklęcie przywołuje się imię św. Deregulacji i przymierza się bejsbolówki z napisem Great Again i metką Made in China.

2 użytkowników udostępniło to dalej