Dylemat Ulissesa. Felieton Andrzeja Ludwika Zolla (1)
Na trzecim roku studiów prawniczych uczęszczałem na niezwykle interesujący kurs „Kultury prawne Azji i Afryki” prowadzony przez dr. hab. Stępnia. Była to miła odskocznia od żmudnego zakuwania, jakie miało miejsce na przedmiotach obowiązkowych. Jeden wątek z tego kursu szczególnie zapadł mi w pamięć.
Na trzecim roku studiów prawniczych uczęszczałem na niezwykle interesujący kurs „Kultury prawne Azji i Afryki” prowadzony przez dr. hab. Stępnia. Była to miła odskocznia od żmudnego zakuwania, jakie miało miejsce na przedmiotach obowiązkowych. Jeden wątek z tego kursu szczególnie zapadł mi w pamięć.
Kiedy mówiliśmy o badaniu konstytucjonalności (czy – szerzej – praworządności) systemów prawa, pojawiło się wyrażenie „dylemat Ulissesa” i na ekranie zobaczyliśmy barwną grafikę greckiego bohatera przywiązanego do masztu okrętu. „Dylemat Ulissesa” to test polegający na szukaniu mechanizmów samoograniczających organy władzy, bliski popularniejszej zasadzie „check and balance”, znanej przede wszystkim z politologii amerykańskiej. Chodzi tu o instytucje prawne, które władza ustawodawcza umieszcza w systemie nie w celu rozszerzenia, ale ograniczenia własnych kompetencji, zapewniając tym samym kontrolę praworządności w określonych kwestiach.
Nazwa dylematu nawiązuje do słynnego epizodu „Odysei”, kiedy Odyseusz (w zlatynizowanej wersji Ulisses) każe swojej załodze, by przywiązała go do masztu, ponieważ wpływają na terytorium syren – bestii o ptasich ciałach, kobiecych twarzach i głosach tak pięknych, że żaden marynarz nie jest w stanie im się oprzeć i płynie ku ich wyspie na własną zgubę (a ku uciesze głodnych syren, które takiego delikwenta z chęcią pożerają). Rozsądek Odyseusza polegał na antycypowaniu własnej ułomności. Grek zdawał sobie sprawę, że nie oprze się syreniemu śpiewowi, i właśnie dlatego, nie chcąc kusić losu, pozbawił się wszelkiej możliwości ruchu (chociaż w przeciwieństwie do marynarzy, którzy zatkali sobie uszy woskiem, Odyseusz wykazał się odrobiną hubris, nie rezygnując z szansy usłyszenia owego legendarnego śpiewu; „nobody’s perfect”, cytując klasyka).
Dlaczego o tym opowiadam?
Zjednoczona opozycja stoi dzisiaj przed bardzo podobnym dylematem – z tą niestety różnicą, że syreny krążą już wokół statku, a maszt skrzętnie wymontowała i wrzuciła w morskie głębiny poprzednia załoga. Rządy PiS-u zostawiły po sobie szereg skrajnie niedemokratycznych mechanizmów, które pozwalają na omijanie zasad państwa prawa, i to niezwykle efektywnie. Istnieje wielka pokusa, by użyć tych właśnie środków w „słusznym” celu. O ileż łatwiej będzie skazać skorumpowanych polityków poprzedniej władzy, dysponując „swoimi” sędziami! O ileż szybciej przywróci się ład, kontrolując „swój” trybunał! Syreni śpiew jest głośny jak nigdy wcześniej.
I tu właśnie jest zadanie dla Komitetu Obrony Demokracji. KOD także stoi przed próbą: poddając się euforii zwycięskich wyborów, może szukać zasłużonego odpoczynku. Niestety, rola KOD-u jest aktualna jak nigdy dotąd. Trzeba naciskać na nową władzę, by przywrócono mechanizmy kontroli. Trzeba naciskać, by nie ważono się wykorzystać mechanizmów zostawionych przez Prawo i Sprawiedliwość i by przy pierwszej możliwej okazji legalnie odwrócono autorytarne zmiany.
Tylko wtedy, po przepłynięciu przez wzburzone wody, możemy liczyć na dotarcie do bezpiecznej Itaki.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.
KOD MAŁOPOLSKIE