Przejdź do głównej zawartości


Władza PiS-u kończy się kabaretowym rządem, który za dwa dni stanie się jedynie historyczną ciekawostką.


Kończy się smutne osiem lat niszczenia polskich aspiracji, kończy się Budapeszt w Warszawie. Po władzy PiS-u pozostaną różnego rodzaju głębokie rany oraz bastiony bezprawia takie jak magisterski Trybunał. Społeczeństwo obywatelskie okazało się jednak silniejsze. Nie udało się wyrzucić Polski z Europy. Będzie trudno naprawić osiem lat spędzonych z własnego wyboru na kolanach w roli egzotycznego pariasa i klienta potęg, ale wracamy, aby znów współkształtować Europę i odgrywać w niej rolę na miarę Rzeczypospolitej.

Wszystkim Koderom, którzy wytrwali przez te osiem lat, trzeba pogratulować wielkiego zwycięstwa. Bez nas by go nie było – mimo różnych sporów, polskich słabości i przywar trapiących nasz ruch. Bo kiedy się wydawało, że dyktatura zagnieździ się na dobre, nie porzuciliśmy nadziei. A nasza nadzieja nie była ani krucha, ani marna.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Czy wypędzenie ludności na podstawie kryteriów etnicznych i religijnych, następnie rozproszenie jej po kraju, aby się zasymilowała, a na koniec zatarcie materialnych śladów jej istnienia nie są zbrodnią? Pokrywa się to całkowicie ze sformułowaną przez Rafała Lemkina definicją ludobójstwa (które wcale nie wymaga mordów, żeby być ludobójstwem).


Instytut Pamięci Narodowej i jego prokuratorzy są innego zdania. Właśnie teraz postanowili umorzyć śledztwo w sprawie akcji „Wisła”. Okazuje się, że mieszkańcy tamtych terenów sami chcieli być deportowani, a wszystko odbyło się superhumanitarnie. Po prostu państwo zorganizowało ludziom wycieczkę.

W polskiej literaturze akcja „Wisła” jest dobrze opisana, w tym przez pracujących w IPN historyków. Organizując wysiedlenia, kierowano się kryteriami etnicznymi i religijnymi. Zniszczono kulturę Łemków i Bojków w Bieszczadach. Pisałem już tu kiedyś o moich wrażeniach z Wańkowej. Po siedmiuset domach została tam samotna studnia pośrodku łąki. Wyrwano nawet drzewa owocowe, żeby po pierwotnych mieszkańcach nie został ślad. Ciekaw jestem, czy w przypadku podobnych działań przeciwko Polakom IPN także nie dopatrzyłby się przestępstwa.

Chciałbym w końcu móc przestać się wstydzić za działania mojego państwa. Tymczasem IPN kompromituje Polskę na płaszczyźnie prawa i w obszarze pamięci. Zamiast dbać o pamięć, stał się wyrazicielem mitów i powielarnią kłamstw PRL. Zbyt wiele jednak przeprowadzono badań, zbyt wiele napisano książek o akcji „Wisła”. Prawda jest znana. Decyzja IPN jest zatem jakąś kolejną hucpą, mającą wywołać konflikt z Ukrainą. Podobnie jak protest na granicy.

Niechże ten rząd wreszcie odejdzie. Już czas, bo każdy dzień tej władzy szkodzi polskiemu państwu i jego pozycji.

PS Blokada granicy, zadająca coraz większe straty walczącej Ukrainie, trwa w najlepsze. Państwo zawodzi na całej linii.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Jakub Urbanowiczudostępnił to.



Wydawać by się mogło, że kupujemy to, czego potrzebujemy, i oczywiście trochę tego, czego nie potrzebujemy. W dodatku coraz więcej handlu obywa się za pośrednictwem sklepów internetowych, a to również może obniżać wolumen sprzedaży.


W Niderlandach mamy sytuację prawie jak w Polsce do wyborów. Po prawej stronie sceny politycznej prawdziwi Holendrzy, wrogowie unijnych federalistów, w centrum spokojni eurosceptycy, a eurofederaliści na lewicy, Partia Pracy i Zielona Lewica Fransa T…


Wojna nam się znudziła. Trochę to zrozumiałe, że sprawy wewnętrzne przesłoniły po wyborach wszystko inne. Jednak nie tylko to jest przyczyną. Wojna jest gdzieś tam, życie toczy się dalej.


Cała Polska z napięciem obserwuje każde wystąpienie Szymona Hołowni w roli nowego marszałka. Jak widać, praca w telewizji nauczyła go radzenia sobie z trudnymi ludźmi. Jak dobra przedszkolanka z toną cierpliwości do swoich podopiecznych, zwraca im uwagę na język, jakim się posługują, i tłumaczy, jak odpowiednio zachowywać się w towarzystwie.


Wszystko w tej sytuacji jest komiczne – to, że potrzebny jest człowiek kompletnie z zewnątrz, żeby tłumaczyć posłom PiS-u, że nie wypada wypowiadać się nieparlamentarnie o kolegach. Nietrudno jednak zauważyć, że duża grupa wyborców PiS-u posługuje się podobnym językiem na ulicach, gdy zapytani, co się stanie, jeśli ich partia przegra, używają wulgaryzmów i agresywnych określeń względem „niemieckiego Tuska” czy innych „pajaców” z tej czy innej partii opozycyjnej. Takie wyrażenia byłyby nieakceptowalne u dzieci w szkole, a co dopiero u dorosłych ludzi na bardzo oficjalnych stanowiskach. Większość osób w partii do tej pory rządzącej składała chwilę wcześniej uroczyste ślubowanie, a tuż potem używała wyzwisk jakby wziętych z rynsztoka.

William Labov w jednym ze swoich badań sprawdzał różnice w wymowie u kupujących w sklepach mieszkańców Nowego Jorku z różnych klas społecznych. Jak się okazało, ich poziom wykształcenia, pochodzenie oraz kulturę można było łatwo zidentyfikować po sposobie, w jaki wymawiali już same końcówki wyrazów. W Polsce po rodzaju użytego słownictwa da się rozpoznać wyborców jednej szczególnej partii.

Oczekuję z napięciem analizy socjolingwistycznej posłów PiS-u. Jednak język, jakim się posługujemy, ma też ogromny wpływ na to, do jakich osób docierają nasze słowa. Wybór Szymona Hołowni na marszałka w tej sytuacji doskonale podkreśla dysproporcje między kulturą języka niektórych członków Sejmu. Jednym z zarzutów, które internet stawia nowemu marszałkowi, jest brak wyższego wykształcenia, ale skoro za marszałków mogliśmy mieć szeroki wachlarz przedstawicieli różnych zawodów i poziomów edukacji, czemu problematyczny miałby być autor książek? Wydaje się, że kultury ma więcej niż niektórzy jego nowi koledzy z pracy.

Oczywiście, czas pokaże, jak w roli marszałka spełnia się Szymon Hołownia. Na razie jego wybór doskonale uwypukla zachowania, które powinny być nieakceptowalne w miejscu takim jak Sejm. Szymon Hołownia myślał zapewne, że wdziewa szaty marszałka, ale niestety był to tylko strój przedszkolanki.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.


Truizmem jest konstatacja, że bogaci zużywają więcej zasobów, a więc zostawiają większy ślad węglowy. Głębiej oddziaływają na środowisko, bardziej z niego korzystają. I w małym stopniu chcą brać za to odpowiedzialność.

Jakub Urbanowiczudostępnił to.

@marekow @Hrabia @Warrior @ju No i jeszcze co do takiej samej winy. Powiedz mi, kiedy zdarzyło ci się ostatnio podejmować decyzje o kierunku inwestycji jakiegoś koncernu paliwowego? Jeśli odpowiedź brzmi nigdy, to chyba twoja wina jest mniejsza niż Exxona za otwarte sianie dezinformacji, BP za mówienie, że ty też jesteś winny, czy ktoś w Wall Street Journal kto dopuścił tam teksty Lomborga. Krew i ból ofiar zmian klimatycznych na ich rękach.
@PiTau
Wina jest taka sama bo decyzja to decyzja, tylko wpływa na środowisko jest inny, to że ktoś z racji swojej miernoty decyzyjnej i intelektualnej ma mniejszy wpływ na środowisko nie oznacza że jego wina jest mniejsza tylko może mniej.
@Hrabia @Warrior @ju @kodmalopolskie


Truizmem jest konstatacja, że bogaci zużywają więcej zasobów, a więc zostawiają większy ślad węglowy. Głębiej oddziaływają na środowisko, bardziej z niego korzystają. I w małym stopniu chcą brać za to odpowiedzialność.


Posiedzenie Sejmu i Senatu w poniedziałek 13 listopada 2023 jest ważnym wydarzeniem w historii Polski. Polska wraca do Zachodu, do rodziny państw demokratycznych. Odbyliśmy ośmioletni eksperyment z deptaniem państwa prawa i instytucji niezbędnych do jego funkcjonowania. Straciliśmy naszą międzynarodową pozycję jako jednego z ważniejszych państw Unii. Powrót na dawne miejsce nie nastąpi automatycznie, znowu jednak idziemy we właściwym kierunku. I znowu stało się to niemal w ostatnim momencie. Ludzie czekający w długich kolejkach do lokali wyborczych uratowali swój kraj. Na szczęście też tradycją odzyskiwania demokracji zarówno w 1989 roku, jak i teraz jest w pełni pokojowy charakter tego procesu.


Symboliczne jest to, że na niedawnego prezesa Polski nikt nie czekał z rozpoczęciem obrad Sejmu. Ignorowanie przez Kaczyńskiego nawet takich momentów jak odśpiewanie polskiego hymnu nikogo już nie obchodzi. Podobnie jak tu nie czekano na prezesa, tak również Polska na swojej europejskiej drodze nie będzie się oglądać na jego frustracje. Kaczyński nie wygląda nawet śmiesznie, ale po prostu żałośnie, kiedy tak stoi spóźniony na schodach sali obrad Sejmu. Spóźniony na hymn, na rzeczywistość, na współczesność. Zgorzkniały, pełen fobii i zły, ale z topniejącą w rękach władzą.

Oczywiście to jeszcze potrwa. Strona opozycyjna dyskutuje o najważniejszym: jak naprawić instytucje państwa i jak odnieść się do tych, którzy łamali prawo, będąc u władzy. Rozwiązując ten dylemat, należy uwzględnić kilka aspektów. Po pierwsze przywracanie sprawiedliwości musi się odbywać w ramach państwa prawa. To oznacza, że konieczne rozliczenie przestępstw PiS-owskiej władzy musi nastąpić w ramach instytucji prawa, jeśli chodzi o odpowiedzialność indywidualną, z poszanowaniem niezależności sądownictwa. Po drugie, należy dopuścić możliwość usunięcia efektów puczu z lat 2015–2023 nawet w sposób wprost w Konstytucji nie przewidziany, ale przywracający podstawowy ład i istotę działania zdewastowanych organów państwowych. Należy przy tym ortodoksyjnie przestrzegać podziału władz wobec odtworzonych instytucji demokratycznego i praworządnego państwa. Po trzecie, muszą zostać stworzone procedury gwarantujące, że zasada TKM Jarosława Kaczyńskiego już nigdy nie wróci. Po czwarte, trzeba zabezpieczyć państwo przed powrotem dyktatury. Temu ma służyć głęboka decentralizacja. Trzeba przenieść jak najwięcej władzy na szczeble lokalne, aby przejmując władzę w centrum, nie można było rzucić na kolana całego państwa. Po piąte, konieczne jest zasypanie rowów w społeczeństwie, aby obywatele nie musieli manifestować swojej bezsilności przez wybór populistów. Nowa władza powinna być dla wszystkich, niezależnie na kogo głosowali.

Chcemy być z naszego państwa znowu dumni. W poniedziałek 13 listopada ponownie nastała demokratyczna Polska. Oby parlamentarzyści nie pozwolili nikomu ani niczemu – także swoim ambicjom – jej zniszczyć. KOD będzie stał na straży demokracji i państwa prawa. Jakiś wielki kamień spadł jednak z serca: znów udało się nam podnieść z upadku. Trzeba mieć nadzieję, że to nie epizod, ale początek trendu. Trendu w całej Europie, a zwłaszcza w naszym bezpośrednim otoczeniu.

PS PiS się ośmiesza, zgłaszając Elżbietę Witek na urząd wicemarszałka. Nie należy w tym im przeszkadzać, a absolutnie nie wolno dopuścić, by zyskali nimb męczeństwa. Lepiej izolować PiS w osobie Witek w Prezydium Sejmu, niż dać tym ludziom satysfakcję bycia odrzuconymi.

PS 2 Elżbieta Witek nie została wybrana na urząd wicemarszałka. Z punktu widzenia funkcjonowania Sejmu to nie jest dobra wiadomość, bo odrzucenie Witek daje PiS-owi pretekst do budowania mitu skrzywdzenia. Jest jednak w tym sprzeciwie wobec kandydatury Witek znak dziejowej sprawiedliwości.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Jakub Urbanowiczudostępnił to.



Przyszły rząd będzie musiał przejść przyspieszony kurs zapoznawania się z rzeczywistością i wiszącymi nad nią (i nad nami) zagrożeniami – albo może nas czekać to samo, co czeka USA.


Zbliża się kolejna frontowa zima. Jutro jedziemy do Ukrainy z transportem. Po drodze czekają nas protesty polskich kierowców tirów.


Pani magister Przyłębska jest jednym z najczęściej występujących magistrów obsadzonych w roli autorytetu w mediach PiS-owskich. Z nowej, nieznanej w szerszych kręgach prawniczych roli największego autorytetu prawniczego w Polsce stara się wywiązać na miarę swojej stwierdzonej przez redaktora Wildsteina wielkości. Przypomina to nieco anegdotę z „Kartek z kalendarza” Kornela Makuszyńskiego: do Stanisława Przybyszewskiego przyszedł pan Kapuśniaczek z tomami napisanych przez siebie sztuk teatralnych, prosząc o ich przeczytanie i wystawienie zaświadczenia o niesłychanym talencie autora. Przybyszewski odparł, że do czegoś takiego czytanie wcale nie jest konieczne, i wystawił dokument: „Na usilne, osobiste żądanie pana Kapuśniaczka oświadczam, że jest on geniuszem”. Wszystko tu się zgadza, tyle tylko że Wildstein nie jest Przybyszewskim.


Pani magister broni antyprawa, antysędziów i antyinstytucji, w tym własnego zespołu, który nazywa trybunałem, jako atrybutów polskiej suwerenności. Ponieważ jej zbudowana z prawnej antymaterii rzeczywistość się chwieje, magister ożywiła się medialnie. Szczególnie krytycznie ocenia przeciwne poglądy profesorów, sędziów i sędziów w stanie spoczynku. Przypomina to opowiastkę o mknącym autostradą kierowcy, który słysząc w radio ostrzeżenie, że jakiś jeden pędzi pod prąd na autostradzie, krzyczy: „Jeden? Jak to: jeden? Przecież widzę ich tysiące!”.

Zbudowany z prawnej antymaterii świat magister drży w posadach. Obserwujemy jego paroksyzmy. Nowo wybrany parlament będzie musiał się zastanowić, jak przywrócić porządek prawny i w miejsce antyinstytucji ustanowić instytucje. To, na czego czele stoi pani magister, dawno już utraciło minimalne cechy sądu. Kwestia poradzenia sobie z pozorami instytucji, także tej, w której pracuje pan Wildstein, jest jednym z największych wyzwań na początku pracy pierwszego od ośmiu lat demokratycznego polskiego prawodawcy.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Można było pomarzyć, że w Polsce będzie jakoś normalnie. Że prezydent wejdzie na drogę dającą nadzieję na normalne funkcjonowanie państwa. Nie chodziło o to, żeby zmienił obóz polityczny, tylko żeby zachował się zgodnie z ciążącym na nim obowiązkiem możliwie sprawnego przekazania władzy.


Pewnym elementem łagodzącym jest desygnowanie Marka Sawickiego na marszałka seniora. Być może PiS jeszcze wiąże z tą nominacją nadzieje na podebranie jakichś posłów PSL-owi. Tylu Kałuż jednak w PSL nie znajdą i wszystko sprowadzi się do przedłużenia gnicia struktury władzy w Polsce.

Odbudowa państwa będzie trudniejsza – ale też łatwiejsza o tyle, że bez żadnych sentymentów wobec PiS-u i jego prezydenta. Być może pojawi się chęć spróbowania konstruktywnego wotum nieufności. Spektakularny upadek Morawieckiego jest zapewne Dudzie na rękę przy jego ambicji zostania kiedyś prezesem.

Przeżywamy jakiś etap wyrzynania się różnych obozów wewnątrz PiS-u. Troszkę czasu dano niszczarkom. Duda jest tam, gdzie był zawsze i tu można jedynie machnąć ręką. Prezydent w imię małych i nieczystych spraw swojego obozu dołożył w trudnym okresie kilka tygodni niestabilności państwa. Miejmy nadzieje, że tego niebezpiecznego momentu nikt trzeci nie wykorzysta. Okazało się, że wszystko w naszym kraju jest takie, na jakie wygląda. I ani trochę lepsze.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Niestety, wyborcom często się wydaje, że politycy realizują ich oczekiwania. Politykom natomiast wydaje się jeszcze częściej, że ich wybrano, bo tacy są fantastyczni. A rzeczywistość nie jest fantastyczna. Czeka nas więc okres rozczarowań i goryczy.


Żyjący i jednocześnie umarły Putin, niczym kot Schrödingera, osiągnął swój cel: Ukraina zniknęła z naszej świadomości. Popularni blogerzy mówią więcej o Gazie, wojna w Ukrainie już spowszedniała.


Na wschodnią granicę Polski wciąż są kierowani uchodźcy z krajów dotkniętych wojną, którymi bezlitośnie manipulują wspierani przez reżym Łukaszenki handlarze ludźmi.

2 użytkowników udostępniło to dalej



Rząd, który powstanie, będzie musiał się zmierzyć ze stanem państwa o zaburzonej ciągłości prawnej. Pisałem o tym w swoich felietonach, stawiając tezę, że przejęcie władzy w Trybunale Konstytucyjnym w 2015 roku miało cechy puczu. Nielegalny wybór mgr Przyłębskiej na prezeskę nielegalnie zawładniętej przez PiS instytucji jeszcze te cechy pogłębił, oznaczał bowiem, że odtąd nawet przy założeniu legalności Trybunału Konstytucyjnego nie ma możliwości powołania w sposób prawidłowy składów sędziowskich i wydania legalnych orzeczeń. To jednak tylko wisienka na torcie nielegalności. Pucz nastąpił już w momencie decyzji Sejmu o nieważności wyboru legalnie wybranych sędziów. Dopóki osoby nielegalnie wybrane nie były dopuszczane do orzekania, Trybunał pod kierownictwem prezesa Rzeplińskiego mógł jeszcze funkcjonować. Z chwilą założenia togi przez te osoby ukształtowała się instytucja niezgodna z prawem w stopniu prowadzącym do zatraty przez nią cech Trybunału.


Trybunału Konstytucyjnego zatem obecnie nie ma, a jego niezdolność do orzekania jest nieusuwalna. Znalazło to zresztą swoje odzwierciedlenie w zaniku aktywności owego zgromadzenia, którego działalność ogranicza się do zapewniania swoim członkom sowitych wynagrodzeń. Stan jest ten niekiedy przerywany szczątkami działalności orzeczniczej, która i tak nie może mieć prawnego znaczenia, choćby ze względu na wskazany fakt wadliwego powołania magister na urząd prezesa (kwestia sporu dotyczącego upływu jej kadencji jest w tym świetle całkowicie nieistotna, bo nie mogło upłynąć to, co się nigdy nie zaczęło).

Polski system prawny nie może funkcjonować bez legalnie działającego Trybunału. W przeciwnym razie prezydent uzyskuje władzę, do której nie ma podstaw w Konstytucji. Jeśli bowiem zechce, jak do czarnej dziury będzie przesyłał ustawy zespołowi pod wodzą pani magister, który w tych sprawach nie tylko nie orzeknie, bo instytucja ta implodowała, ale orzec po prostu nie może. Zniszczenie w 2015 roku Trybunału było w sensie prawnym rewolucją (Kornel Morawiecki nazwał to nawet koniecznością prymatu woli ludu nad prawem, sięgając po slogan brunatnej rewolucji w Niemczech).

Aby Polska mogła wrócić do zasad demokratycznego państwa prawa, należy przywrócić ciągłość prawną państwa opartego na porządku prawnym wynikającym z Konstytucji z 1997 roku. Jest to trudne, ponieważ nie ma wprost reguł prawnych dotyczących odwracania skutków zerwania ciągłości władzy państwowej, a polskie państwo jest pozbawione centralnej instytucji niezbędnej dla przywrócenia obowiązywania Konstytucji. Niewątpliwie jednak obecny stan jest niedopuszczalny, prawo zaś jest zawsze mądrzejsze od ustawodawcy. Ono nie ma luk. Zadaniem na najbliższe dni jest wypracowanie mechanizmu przywrócenia obowiązywania Konstytucji w Polsce. Bez tego kroku wybory z 15 października 2023 nie przyniosą zmiany, a naprawa państwa nie może się udać.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Cytując prof. Zimermana, „Andrzej Duda po wielokroć łamał konstytucję, jest człowiekiem słabym, może nie bardzo się nadającym do tej funkcji, może zależnym za bardzo od kogoś tam, spolegliwym, ale prezydentem”.


Marzyliśmy (i nic się tu nie zmieniło) o Polsce szczęśliwej. Słowo „szczęśliwa” jest bardzo ogólne, pojemne, zawierające w sobie wiele cech, na ogół – mam nadzieję – z sobą niesprzecznych.


Wszyscy, również ci popierający odchodzącą partię, zgodzą się zapewne, że aby Polska była szczęśliwa, powinna być szanowana w świecie i mieć możliwość współdecydowania o jego przyszłości.

Ostatnie lata to czas spektakularnej degradacji Polski na arenie międzynarodowej. W żaden sposób nie da się usprawiedliwić tego, co zaszło, a o czym świadczą praktycznie wszystkie prestiżowe rankingi międzynarodowe, ale też takie namacalne rezultaty jak blokada środków finansowych Unii Europejskiej z powodu łamania przez Polskę zasad praworządności. Są i inne oznaki, z którymi każdy rządzący krajem powinien się liczyć, na przykład wpływ na istotne dla świata i regionu sprawy. Ponosimy klęskę za klęską w takich aspektach jak przyszłość Ukrainy związana z jej odbudową, kształt Unii Europejskiej czy polityka klimatyczna, której zasady ustalane są poza nami, ale realizować je będziemy musieli.

Jako laik, ale też – mam nadzieję – świadomy obywatel odważę się przedstawić kilka postulatów, których realizacja mogłaby nas przybliżyć do opisanej na wstępie wymarzonej sytuacji.

Każdy, kto dzisiaj neguje lub lekceważy wskaźniki dokumentujące największy ekonomiczny i cywilizacyjny sukces Polski związany z członkostwem w strukturach unijnych, jest całkowitym dyletantem albo źle Polsce życzy. W naszym interesie leży więc członkostwo i licząca się rola Polski w Unii Europejskiej, ale też wzrost znaczenia i lepsze funkcjonowanie samej Unii. Wobec kryzysu na południu i w następstwie brexitu Polska ma szanse być tu jednym z trzech głównych rozgrywających, obok Niemiec i Francji. Możliwa wydaje się odbudowa i rozbudowa znaczenia Trójkąta Weimarskiego. Polska powinna przyjąć postulaty federalizacji Unii z zachowaniem zasady pomocniczości. Niech Unia decyduje o wszystkim, co przerasta możliwości poszczególnych państw, na przykład o standardach handlu międzynarodowego, o harmonizowaniu systemów podatkowych, opodatkowaniu biznesów ponadpaństwowych, wsparciu dla poszczególnych sektorów gospodarki i pojedynczych firm czy też o wielu kwestiach polityki zagranicznej (między innymi po to, by jakiś autokratyczny lider, taki jak Orban, nie torpedował nakładania sankcji na kraje napadające zbrojnie na sąsiadów), a nawet o polityce obronnej. Mówienie bowiem o tym, że w dającej się przewidzieć przyszłości będziemy mieć armię zdolną się przeciwstawić wschodniemu sąsiadowi, to niebezpieczne mrzonki. Jesteśmy w stanie obronić się przed Rosją wyłącznie jako członek NATO, a w związku z możliwością dojścia do władzy w USA takich niestabilnych liderów jak Trump musimy dążyć do wzrostu znaczenia sojuszu wojskowego państw europejskich. Nie wątpię, że wspólny interes ekonomiczny i jak najbliższa współpraca w ramach członkostwa mogą być istotnym gwarantem bezpieczeństwa militarnego. Poza umowami kraje Unii powinny widzieć własną korzyść w potencjalnej obronie Polski – ze wzajemnością, rzecz jasna.

Do agendy spraw unijnych dorzuciłbym pomysł, by Polska dotknięta niebezpieczeństwem autorytarnych rządów wystąpiła jednostronnie z deklaracją, że gdy struktury unijne przedstawią jakiemuś krajowi zarzuty w zakresie łamania praworządności i praw człowieka, nie będziemy się sprzeciwiać stosowaniu uchwalonych sankcji, w tym zawieszeniu tego kraju w prawach członka. Niech potencjalni autokraci wiedzą, że Polska nie skorzysta z prawa weta, by ich bronić tak, jak to robiły Węgry Orbana i Polska Kaczyńskiego.

Uważam również, że obecnie właśnie ze względów bezpieczeństwa należy określić perspektywę wejścia do strefy euro. W tej sprawie trzeba przede wszystkim podjąć działania (i jest to zadanie na całą kadencję), by spełnić warunki przystąpienia do strefy. Ich osiągnięcie jasno też udowodni, że mamy zdrową, dobrze rozwijającą się gospodarkę, zaś wejście do strefy to jedynie kwestia sprostania wymogom formalnym (w tym konieczności zmiany Konstytucji) oraz wyboru najlepszego momentu na ten ruch. Od razu można również prowadzić akcję mającą na celu objaśnienie społeczeństwu skutków wejścia do strefy, w tym przeciwdziałanie propagandzie, że wprowadzenie euro oznacza wzrost inflacji. Wejście do strefy euro da Polsce możliwość współdecydowania o sprawach, w których jako kraj nie uczestniczymy, choć efekty podejmowanych decyzji i tak nas dotyczą. Lepiej decydować o jadłospisie, niż być w menu.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.


Po 72 dniach od daty wyborów powinniśmy mieć nowy rząd koalicyjny. Biorąc pod uwagę kalendarz, może to wypaść w wigilię Wigilii. W tym czasie usłyszymy expose ZnówPremiera Donalda Tuska. Mało kto pewnie pamięta poprzednie.


Radość zwycięstwa, satysfakcja, ulga – uczucia, których doświadczamy od niedzieli. Są wspaniałe, mamy do nich prawo. Będą jednak stopniowo się zacierać, bo szare życie musi trwać, bo każdy ma własne, osobiste troski, a trudne problemy nie znikną jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki.


Te dni są dla mnie czasem refleksji nad tym, jacy powinniśmy być – my, Polska. Jest kilka postulatów bardzo mi bliskich.

Musimy być uczciwi. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, w jakim jesteśmy położeniu. Wiedza nie oznacza tylko jawności, ale też ogromną dbałość państwa o zrozumiały przekaz. Przykład: reforma emerytalna wydłużająca wiek przejścia na emeryturę, wprowadzona za rządów PO-PSL. Reforma potrzebna, dająca przyszłym emerytom szansę na godne życie, ze względu na sytuację demograficzną ratująca finanse publiczne na pokolenia. Informacje były jawne, ale społeczeństwo w większości nie zrozumiało, że zaniechanie reformy to w efekcie głodowe emerytury, zadłużenie państwa, perspektywa podwyżki podatków, a ostatecznie dalsza obniżka emerytur.

Opisany przykład unaocznia najważniejszy być może powód tragedii minionych ośmiu lat: marność polskiej edukacji. Ponad trzydziestoletnie zaniedbania zemściły się okrutnie. Upokarzająca nędza, na którą skazaliśmy nauczycieli, uderza w nas samych. Nie znalazły się pieniądze na oświatę, więc jej stan i jakość nauczycieli cały czas się pogarszają. Nie dziwmy się, że ludzie nie rozumieją zależności pomiędzy rozdawnictwem za pożyczone pieniądze a poziomem podatków czy wysokością inflacji. Ba, dla wielu obywateli rząd to po prostu ktoś, kto ma pieniądze, i jeśli je daje, jest wspaniały, a jeśli nie, to antypolski.

Po tym uzasadnieniu najważniejszego z moich postulatów: uczciwości państwa, przedstawię kilka subiektywnie wybranych postulatów szczegółowych.

W odniesieniu do naszej oświaty nie mogę zrozumieć powszechnego już u nas poglądu, że polskie dzieci są najgłupsze w Europie. Jak inaczej interpretować entuzjazm dla wycofania się z obniżenia obowiązku szkolnego? Wszędzie w Europie się go obniża, prawie wszędzie do szkół idą sześcio-, a nawet pięciolatki, my jednak uznaliśmy, że nasze dzieci jako głupsze powinny mieć ukończone lat siedem. Poza krzywdą samych uczniów, którzy wchodzą w dorosłe życie najpóźniej w Europie, jest to też ogromny uszczerbek dla naszej gospodarki w warunkach katastrofy demograficznej.

Z problemem edukacji wiążą się najważniejsze przewinienia władzy z ostatnich ośmiu lat. Nie łudźmy się: protesty społeczne przeciwko degradacji praworządności, chociaż liczne, nie wstrząsnęły rządzącymi. Były znacznie skromniejsze niż w Izraelu czy choćby w Czechach, gdy w tych krajach pojawiła się groźba naśladownictwa PiS-owskich praktyk. Dlatego uważam, że o praworządności, niezależnym sądownictwie, trójpodziale władzy i innych tak zasadniczych kwestiach należy uczyć już dzieci i młodzież. Jestem zwolennikiem wprowadzenia dla sędziów, prokuratorów i policji czegoś, co nazwałbym dniem obywatelskim. Wyobrażam go sobie tak: członkowie tych grup regularnie (raz w miesiącu?) braliby udział w akcji edukacyjnej, czymś w rodzaju Tour de Konstytucja, propagującej wymienione wartości. Byłby to obowiązek zawodowy, z którego grupy te by rozliczano.

Uczciwe państwo to także państwo, które ma odwagę głosić, a następnie realizować ważne społecznie postulaty. Jednym z nich są szeroko rozumiane kwestie klimatyczne i powiązane z tym bezpieczeństwo energetyczne. Stoimy przed trudnymi decyzjami, które z powodu koniunkturalizmu dotychczas rządzących są już spóźnione. W najbliższych kilku lub kilkunastu latach zniknie potężna do niedawna gałąź gospodarki, jaką jest górnictwo węglowe. Nic tego końca nie powstrzyma. Zatrudnionych w tej branży i wokół niej trzeba o tym lojalnie uprzedzić. Członkostwo w Unii Europejskiej daje nam bezprecedensową szansę na zniwelowanie skutków tej zmiany. Rządzący mogą i muszą już przygotowywać alternatywę dla tych ludzi, tłumaczyć im sytuację i przekonywać o niezbędności decyzji.

Uczciwe państwo musi się też zmierzyć się z kwestią praw mniejszości i praw kobiet. W konserwatywnej części przyszłej koalicji rządzącej dostrzegam chęć przemilczenia tematu – robienia ruchów pozorowanych, na przykład przyznania jakichś minimalnych praw osobom LGBT tworzącym związki czy załatwienia sprawy aborcji przez wyeliminowanie z obiegu prawnego wyroku trybunału pani Przyłębskiej. Ludzie ci doskonale wiedzą, że to problemu nie rozwiąże. W moim przekonaniu taka postawa będzie oszustwem. Zauważam u niektórych zmaganie się z dylematem, czy zachować lojalność wobec wyznawanej przez siebie religii, a zwłaszcza jej hierarchów, czy raczej kierować się potrzebami społeczeństwa, obecnie już jasno formułowanymi.

W felietonie poruszyłem w sposób całkowicie subiektywny to, co uważam za istotne. Pominąłem kwestie (często równie ważne) stanowiące konsensus programowy ugrupowań, które wspólnie otrzymały największe w tych wyborach poparcie i wkrótce utworzą rząd koalicyjny.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie KOD.


Jednym z najważniejszych zadań prezydenta, mających swoje źródło jeszcze w monarszych tradycjach tego urzędu, jest zapewnienie ciągłości władzy oraz sprawnego jej przekazywania. Chodzi o to, aby państwem w niebezpiecznym z istoty momencie zmiany rządzących nie wstrząsały turbulencje, a samo państwo nie było wystawione na zagrożenia, także zewnętrzne. Prezydent, powierzając misję tworzenia rządu określonej osobie, ma obowiązek zadbać o warunki do jak najszybszego powstania władzy państwowej. Jako gwarant ciągłości władzy musi szanować wynik wyborów, nie jest też jego rolą narzucanie zwycięskim partiom określonej polityki ani blokowanie decyzji politycznych, dla których w parlamencie ukształtowała się większość.


Po wygranych przez opozycję wyborach, w których indywidualnie największą liczbę głosów zdobyła dawna partia prezydenta, pojawił się dylemat, czy misję utworzenia rządu należy powierzyć przedstawicielowi partii zajmującej w wyścigu wyborczym pierwsze miejsce czy liderowi opozycji, który jako jedyny ma szansę rząd utworzyć. Za pierwszym rozwiązaniem ma przemawiać „zwyczaj”. Zwyczaje konstytucyjne, czyli niespisane, ale praktykowane zasady postępowania organów państwa, są ważną wskazówką. Nie są jednak wskazówką magiczną, odizolowaną od ich funkcji. Ułatwiają podjęcie decyzji, która służy zrealizowaniu nadrzędnego zadania, w tym wypadku zapewnienia stabilności przekazania władzy.

Zwyczaj powierzania misji tworzenia rządu przedstawicielowi partii, która ma najliczniejszych posłów, wynika z obserwacji, że partia taka powinna mieć największe możliwości koalicyjne, a zatem również największe szanse szybkiego sformowania gabinetu. W sytuacji gdy zwycięska partia zdolności koalicyjnych nie posiada, stosowanie się do wspomnianego zwyczaju nie ma racji bytu. Co więcej, sens tego zwyczaju będzie zrealizowany jedynie przez powierzenie misji tworzenia rządu partii, która spośród ugrupowań posiadających zdolność koalicyjną uzyskała największą reprezentację. Tylko to zapewni warunki stabilnego przekazania władzy. PiS przyjął strategię dążenia do samodzielnych rządów, dyskredytując wszystkich, z którymi teoretycznie mógłby budować koalicję. Szans na utworzenie zaakceptowanego przez Sejm gabinetu nie ma, chyba że prezydent uważa przekupywanie i szantażowanie posłów opozycji za dopuszczalne środki utrzymania władzy. Wtedy jednak nie jest to ustrój demokratyczny, ale struktura mafijno-korupcyjna, a głowa państwa udziela jej swojej sankcji.

Zwyczaj, na który powołuje się prezydent, zostałby naruszony, gdyby misję tworzenia rządu powierzono przedstawicielowi jakiegoś mniejszego ugrupowania spośród tych, które mają zdolność koalicyjną, nawet jeśli jest ono prezydentowi bliższe. Prezydent bowiem nie jest uprawniony do podkładania bomb destabilizujących proces przekazywania władzy. Dobrze, że Andrzej Duda zarządził konsultacje. Ich jedynym celem powinno być ustalenie, które partie mogą realnie zbudować koalicję. Wszelkie inne decyzje stanowiłyby nadużycie kompetencji prezydenta.

Prezydent, który odegrał pozytywną rolę w relacjach z Ukrainą, musi zdawać sobie sprawę, w jak niebezpiecznej sytuacji geopolitycznej się znajdujemy. Rozpoczęcie gry na zwłokę z tworzeniem stabilnego rządu oznacza umyślne wystawianie państwa na śmiertelne niebezpieczeństwo. Może też stanowić rodzaj współuczestnictwa prezydenta w zacieraniu dowodów przestępstw obecnej władzy, jeżeli w tym dodatkowym czasie do takich działań by doszło.

Prezydent stoi znów przed szansą odegrania ważnej roli. Ma wystarczające kompetencje, aby uniemożliwić nowej władzy realizowanie programu jeszcze bardziej polaryzującego naród oraz zmusić ją do skupienia się na przyszłości, a nie przeszłości. W tym sensie może pilnować interesów wyborców PiS-u, nie zagrażając stabilności państwa, a nawet ją wzmacniając. Może też jednak zdecydować się na wydanie zgody na system mafijno-korupcyjny i pełną destabilizację władzy. Powoływanie się na zwyczaj nie będzie wtedy stanowiło żadnej okoliczności łagodzącej.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Paź 29
Światełko pamięci dla Piotra Szczęsnego
Niedz 5:00 PM - 7:30 PM Dąb Pamięci Piotra Szczęsnego,
ul. Karola Olszewskiego, 31-007 Kraków
KOD MAŁOPOLSKIE


W niedzielę 29 października mija szósta rocznica śmierci Piotra Szczęsnego — Szarego Człowieka, który w sposób ostateczny zaprotestował przeciwko praktykom PiS i jego rządu. Dla upamiętnienia jego poświęcenia spotkajmy się o godzinie 17 koło dębu Jego pamięci koło Collegium Novum.

Przypomnijmy sobie zakończenie jego manifestu:

Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej! Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj, zanim całkowicie pozbawi nas wolności. A ja wolność kocham ponad wszystko. Dlatego postanowiłem dokonać samospalenia i mam nadzieję, że moja śmierć wstrząśnie sumieniami wielu osób, że społeczeństwo się obudzi i że nie będziecie czekać aż wszystko zrobią za was politycy – bo nie zrobią!
Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!

Gdyby mógł obserwować wybory z niedzieli, uznałby, że jego apel zaczął do ludzi docierać…

Organizator: KOD Małopolskie • tel:+48729055220 • e-mail: malopolskie@ruchkod.pl

Otwórz OpenStreetMap
Ten wpis został zedytowany (1 rok temu)

KOD Małopolskieudostępnił to.



Dylemat Ulissesa. Felieton Andrzeja Ludwika Zolla (1)


Na trzecim roku studiów prawniczych uczęszczałem na niezwykle interesujący kurs „Kultury prawne Azji i Afryki” prowadzony przez dr. hab. Stępnia. Była to miła odskocznia od żmudnego zakuwania, jakie miało miejsce na przedmiotach obowiązkowych. Jeden wątek z tego kursu szczególnie zapadł mi w pamięć.


Na trzecim roku studiów prawniczych uczęszczałem na niezwykle interesujący kurs „Kultury prawne Azji i Afryki” prowadzony przez dr. hab. Stępnia. Była to miła odskocznia od żmudnego zakuwania, jakie miało miejsce na przedmiotach obowiązkowych. Jeden wątek z tego kursu szczególnie zapadł mi w pamięć.

Kiedy mówiliśmy o badaniu konstytucjonalności (czy – szerzej – praworządności) systemów prawa, pojawiło się wyrażenie „dylemat Ulissesa” i na ekranie zobaczyliśmy barwną grafikę greckiego bohatera przywiązanego do masztu okrętu. „Dylemat Ulissesa” to test polegający na szukaniu mechanizmów samoograniczających organy władzy, bliski popularniejszej zasadzie „check and balance”, znanej przede wszystkim z politologii amerykańskiej. Chodzi tu o instytucje prawne, które władza ustawodawcza umieszcza w systemie nie w celu rozszerzenia, ale ograniczenia własnych kompetencji, zapewniając tym samym kontrolę praworządności w określonych kwestiach.

Nazwa dylematu nawiązuje do słynnego epizodu „Odysei”, kiedy Odyseusz (w zlatynizowanej wersji Ulisses) każe swojej załodze, by przywiązała go do masztu, ponieważ wpływają na terytorium syren – bestii o ptasich ciałach, kobiecych twarzach i głosach tak pięknych, że żaden marynarz nie jest w stanie im się oprzeć i płynie ku ich wyspie na własną zgubę (a ku uciesze głodnych syren, które takiego delikwenta z chęcią pożerają). Rozsądek Odyseusza polegał na antycypowaniu własnej ułomności. Grek zdawał sobie sprawę, że nie oprze się syreniemu śpiewowi, i właśnie dlatego, nie chcąc kusić losu, pozbawił się wszelkiej możliwości ruchu (chociaż w przeciwieństwie do marynarzy, którzy zatkali sobie uszy woskiem, Odyseusz wykazał się odrobiną hubris, nie rezygnując z szansy usłyszenia owego legendarnego śpiewu; „nobody’s perfect”, cytując klasyka).

Dlaczego o tym opowiadam?

Zjednoczona opozycja stoi dzisiaj przed bardzo podobnym dylematem – z tą niestety różnicą, że syreny krążą już wokół statku, a maszt skrzętnie wymontowała i wrzuciła w morskie głębiny poprzednia załoga. Rządy PiS-u zostawiły po sobie szereg skrajnie niedemokratycznych mechanizmów, które pozwalają na omijanie zasad państwa prawa, i to niezwykle efektywnie. Istnieje wielka pokusa, by użyć tych właśnie środków w „słusznym” celu. O ileż łatwiej będzie skazać skorumpowanych polityków poprzedniej władzy, dysponując „swoimi” sędziami! O ileż szybciej przywróci się ład, kontrolując „swój” trybunał! Syreni śpiew jest głośny jak nigdy wcześniej.

I tu właśnie jest zadanie dla Komitetu Obrony Demokracji. KOD także stoi przed próbą: poddając się euforii zwycięskich wyborów, może szukać zasłużonego odpoczynku. Niestety, rola KOD-u jest aktualna jak nigdy dotąd. Trzeba naciskać na nową władzę, by przywrócono mechanizmy kontroli. Trzeba naciskać, by nie ważono się wykorzystać mechanizmów zostawionych przez Prawo i Sprawiedliwość i by przy pierwszej możliwej okazji legalnie odwrócono autorytarne zmiany.

Tylko wtedy, po przepłynięciu przez wzburzone wody, możemy liczyć na dotarcie do bezpiecznej Itaki.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.
Ten wpis został zedytowany (11 miesiące temu)


Powyborczy szał, a pierwsza dama nadal jest sobą, to znaczy nie jest, to znaczy jest gdzieś tam w pałacu uśpiona niczym PiS-księżniczka. Zastanawiam się w swoim felietonie, czy już wygraliśmy, czy może dopiero zaczyna nam się nowa praca – praca u podstaw, by odgruzować całą tę demolkę PiS-dyktatury.


Wyborcze tango zakończone. Jak to z tangiem bywa, emocje wibrują nadal. Parkiet rozgrzany do czerwoności, namiętności wciąż buzują. Wreszcie to mamy: zwycięstwo. Tylko że PiS jak zawsze uważa, że to oni są górą. Pytanie, co zrobi prezydent. Ale o kim właściwie mowa? Adrian wziął się do wszystkiego, tylko nie do tego, co w takiej chwili powinien robić prezydent. Na szczęście ma wsparcie w żonie. Ach, pierwsza dama – marzenie. Aktywna, pełna pasji, zaangażowana w najważniejsze sprawy narodowe. Gdy tylko pojawi się problem społeczny, już pierwsza dama bieży z odsieczą. Nie dziwi więc, że zaraz po wyborach wzięła się do pocieszania i wspierania społeczeństwa. Dla każdego dobre słowo i porada. A oto jej pierwszy wpis trzy dni po wyborach: „W Pałacu Prezydenckim gościli uczniowie z podkarpackich szkół wraz z opiekunami, którzy do Warszawy przyjechali w związku z akcją «Po owocach ich poznacie». To jeden z projektów towarzyszących obchodom beatyfikacji Rodziny Ulmów”. I wszystko jasne…

Wyborczy maraton zakończony. PiS rozdał, co miał rozdać, zareklamował się na każdym festynie, na każdym wiecu, opowiadał o 800+ i darmowym trzecim śniadaniu, dał nawet większe emerytury emerytkom i emerytom. Teraz rozgłaszają, jak to wygrali wybory. PiS-telewizja też radośnie obwieściła sukces na miarę imperium złotej kaczki. Kaczyński stał się jakby większy, jakby bardziej odporny. Nie przekonało go nic – nawet fakt, że w kolejce do głosowania nikt go nie przepuścił. A szedł na samo czoło, imperator nasz wielki. Wyniki wyborów dla niego nic nie znaczą. W umyśle imperatora lud chce i kocha tylko jego. „Ave” miauczy nie tylko kot, ale pewnie i zatrudniona do pilnowania domu na Żoliborzu ochrona.

Przez chwilę się zastanawiałam, czy czasem nie normalizuje nam się rzeczywistość. Jest większość w parlamencie, jest więc i szansa na życie bez kaczystanu. Po co w takim razie felietony do KOD-u? Wpis pani kryjącej się za zasłoną pierwszej damy zbudził mnie jednak z powyborczej gorączki. Nie tak łatwo. Kaczystan to stan umysłu. Wygraliśmy wprawdzie wybory, ale ciągle jest wiele Polek i Polaków, którzy głosują na deprawację i korupcję. Koryto+ zmieniło się w niszczarkę+, co nie rokuje dobrze. Na razie mamy nadzieję, realną nadzieję, ale mamy też w rządzie, w Sejmie, w Pałacu Prezydenckim ludzi, którzy nie znają ani etyki, ani prawa. Tematy zastępcze pani zwanej pierwszą damą zapowiadają już, że czeka nas teraz gra w przejmowanie władzy i uświadamianie sobie, co naprawdę jest istotne.

Polki i Polacy się zmobilizowali. Powiedzieliśmy wszyscy NIE łamaniu prawa, brakowi szacunku dla Konstytucji, nieprzestrzeganiu praw człowieka, niszczeniu demokracji. Moim zdaniem walka zaczyna się dopiero teraz. Mam nadzieję, że „Tour de Konstytucja” będzie nadal w trasie, czekam na zmianę w Ministerstwie Edukacji, na to, że wszyscy jeszcze raz się zmobilizujemy i ruszymy do pracy u podstaw. Dopóki PiS-owska świadomość będzie nas dzielić na lepszych i gorszych, a naród będzie karmiony zastępczymi tematami, dopóty będzie nam grozić powrót kaczystanu.

Twardy elektorat PiS-u ma się dobrze i jest wierny, co pokazały tegoroczne wybory. Dlatego teraz pora nie tylko na zmiany, ale i na pracę u podstaw. Demokrację można utrzymać tylko pod warunkiem, że wykształci się obywatelskie społeczeństwo i młodzież szanującą prawo. Przed nami czas szczególny, ponieważ w Sejmie i Pałacu Prezydenckim przyczaiła się pełzająca dyktatura. A stały elektorat PiS-u czeka wiernie. Może zostanie zaproszony z dziatwą do Pałacu?
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR.


Wczoraj szedłem śliczną, coraz bardziej dopieszczoną ulicą Krupniczą w Krakowie. Szedłem w euforii, bo po raz pierwszy od ośmiu lat czułem, że wróciło moje państwo – że znowu jestem obywatelem wolnej, demokratycznej Polski.


Oczywiście, euforia była nieco na wyrost. Nadal u władzy jest PiS, nadal w miejscu dawnego Trybunału Konstytucyjnego znajduje się lej bezprawia, nadal działa KRS, a prezydent mianuje neosędziów. Nowo powstały rząd na pewno natknie się na przeszkody trudne do przezwyciężenia. Każdą ustawę prezydent może po prostu przesłać do Trybunału, który o niej nie orzeknie. Najgorszym scenariuszem byłoby to, gdyby powołanie rządu rozbiło się o kwestie dzielące społeczeństwo i reprezentujących je polityków.

Chciałbym, żeby zwycięskie partie opozycji były w pełni świadome zagrożeń dla państwa. Za naszą wschodnią granicą trwa wojna. W Izraelu narasta konflikt zbrojny o dalekosiężnych skutkach. Bezwzględnym priorytetem musi być teraz sprawne powołanie rządu i ułożenie zasad kohabitacji z prezydentem. Nie wolno zafundować sobie koszmaru, stawiając warunki wejścia do koalicji, które z istoty będą nie do zaakceptowania. W procesie negocjowania umowy koalicyjnej nie chodzi o toczenie symbolicznych bojów, ale o stworzenie warunków realnej naprawy państwa. Bez zgody prezydenta i tak nie da się na razie uchwalić żadnej ustawy, bo kierowanie przez niego wniosków o wstępną kontrolę konstytucyjną (nawet nie weto) zablokuje na długi czas możliwość ustawowego rozwiązania wielu istotnych problemów. Niezwykle pilną sprawą jest zjednoczenie społeczeństwa, podzielonego w stopniu zagrażającym naszemu bezpieczeństwu. W tym momencie nie wolno zrobić nic, co wywołałoby fundamentalny konflikt społeczny.

Nowy rząd powstanie w krytycznej sytuacji międzynarodowej. Orban, premier kraju formalnie będącego w UE i NATO, spotkał się właśnie z Putinem. Umacnia się sojusz chińsko-rosyjski. Słowacja, odgrywająca dotąd ważną rolę w relacjach z Ukrainą, zyskała rząd promoskalski. Polska powinna mieć zdolność konsolidowania UE w obronie Ukrainy i sama stanąć mocno na nogach. To też musi zrozumieć prezydent, jeśli nie chce sprowadzić potężnego zagrożenia dla Polski oraz całego regionu. Nie ma czasu na wielomiesięczne tworzenie rządu i paraliż władzy.

W polityce są dziś potrzebni ludzie, którzy dostrzegają wagę sytuacji. Niech nikomu nie przyjdzie do głowy nakręcanie sporów o potężnym ładunku emocjonalnym, bo rząd po prostu sobie nie poradzi i PiS wróci do władzy. Zagwarantowanie jakichkolwiek praw, w tym praw kobiet, wymaga sprawnego rządu, konsolidacji władzy i obmyślenia takiej konstrukcji państwa, która obniży ciśnienie na szczeblu centralnym. Na stole leży projekt decentralizacji państwa Inicjatywy Umowy Społecznej – droga do stworzenia systemu, który zaabsorbuje tego rodzaju problemy, przenosząc je piętro niżej. Negocjując umowę koalicyjną, trzeba patrzeć szerzej i głębiej.

Chciałbym móc nadal chodzić ulicą Krupniczą jako obywatel wolnego, demokratycznego państwa.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Przebyliśmy wszyscy przez osiem lat bardzo długą drogę. Nasze państwo, które stawało się istotnym państwem europejskim, z działającymi – mimo wszystkich niedociągnięć – podstawowymi instytucjami oraz obywatelską zgodą co do zasadniczych kierunków polityki: Zachodu, państwa prawa, demokracji, w wyniku wyborów osiem lat temu zaczęło się staczać. Największy sukces Polski, jakim był udział w europejskiej i atlantyckiej integracji, stopniowo nam się wymykał.


Stan zniszczenia instytucji państwa jest niewyobrażalny. Uratowaliśmy je znowu w ostatnim momencie, a zawdzięczamy to temu, że w ciągu ostatnich ośmiu lat nie załamało się społeczeństwo obywatelskie. Jest to zasługą bardzo wielu, w tym Komitetu Obrony Demokracji. Komitet był symbolem niezgody na dewastację Polski przez PiS. To ogromne osiągnięcie wszystkich, którzy KOD tworzyli i wspierali.

Nasze zadanie się nie kończy. Zniszczone instytucje państwowe trzeba będzie odbudować, przestrzegając zasad państwa prawa. Przegrane PiS będzie się broniło i próbowało utrudnić powrót Polski do Europy. Ma jeszcze ku temu narzędzia: zrujnowany Trybunał, prokuraturę, neosędziow i prezydenta.

Zaczyna się trudny okres. KOD musi nadal stać na straży wartości, dla których został stworzony. Jednak mimo wyzwań, które nas czekają, możemy dziś powiedzieć sobie, że jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy. „My” to znaczy „TY” i „JA” z koszulki z napisem „KONSTYTUCJA”. Choć nie będzie łatwo, wychodzimy z bagna – w interesie nas wszystkich, także tych, którzy głosowali na przegraną w końcu władzę.

Jest to dzień o znaczeniu historycznym. W całej złożonej sytuacji geopolitycznej znowu w Polsce zabłysła nadzieja. To naprawdę bardzo wiele znaczy.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.

Karioka Krukudostępnił to.



Sieć obiegają filmiki kandydatek Konfederacji stanowiące festiwal antyukraińskich i wprost proputinowskich jątrzeń. Kandydat Korwin-Mikke opowiada bzdury o pedofilii i uczestniczy w tworzeniu Fundacji Patriarchat, która chce odebrać kobietom prawo głosu. Ciekaw jestem, jak właściwy minister wywiązuje się z obowiązków nadzoru nad tą fundacją, która promuje antykonstytucyjne poglądy, naruszające podstawy demokracji. Poseł Bosak wprawdzie wygłasza rozmaite dementi, a lider Mentzen dystansuje się wobec pomysłów Korwina, ale wystarczy posłuchać bajdurzeń kandydatów i kandydatek tego ugrupowania, by zrozumieć, że nie jest to jedynie egzotyczny koloryt. Poglądy te docierają do opinii publicznej i zaczynają nam zatruwać życie polityczne. Antyukraińska, zagrażająca geopolitycznym interesom Polski wolta PiS-u jest wynikiem absorbowania takich właśnie wizji.


Wśród potencjalnych wyborców Konfederacji są młodzi przedsiębiorcy, którzy za PiS-owskich rządów doświadczyli pogarszającego się otoczenia gospodarczego. Jednak głosowanie na Konfederację, aby wesprzeć prorynkową orientację państwa, jest zdecydowanie złym pomysłem. Państwo polskie pełne nacjonalistycznych dążeń sprzecznych z jego interesami nie będzie atrakcyjne dla inwestorów. Państwo wstrząsane fundamentalnymi konfliktami o wymiar sprawiedliwości i służbę cywilną nie ochroni przedsiębiorców. Wśród kandydatek i kandydatów demokratycznej opozycji jest wiele osób nastawionych prorynkowo. Jeżeli znajdą się w parlamencie, jest szansa na znacznie lepsze warunki dla małego i średniego biznesu.

Nie należy głosować na tych, którzy umieją tylko wypuszczać nowe dżiny z butelek. Nie należy popierać siewców konfliktów. Plakat Konfederacji wzywający do pozbawienia Ukraińców pomocy socjalnej nawiązuje już samą stylistyką do najstraszniejszych czasów. Jest wyrazem przemocy wobec tych, którzy w trakcie wojny zdani są na naszą pomoc, a sami głosować nie mogą. Na partię, która w ten sposób szuka wyborców, głosować nie wolno. Ludzka godność nie zagraża wolności, kto natomiast uderza w godność innych, zawsze w końcu odbierze nam wolność, jeśli będzie miał ku temu okazję.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Jedynym zwycięzcą debaty była Telewizja P. P jak PiS. Urządziła debatę na swoich warunkach, kontrolowała jej przebieg i dobitnie potwierdziła słuszność rządowej linii. Oby to było zwycięstwo pyrrusowe. Debata natomiast nie przesądziła o niczym.


Jarosław Kaczyński zachęcał na wiecu do głosowania w referendum „4 x tak”. Później się poprawił, obwiniając swoją starość i brak pamięci, i powiedział, że trzeba jednak głosować „4 x nie”. Jest to kontynuacja słynnego „białe jest czarne” w wykonaniu prezesa, który jest faktycznie stary (nie chodzi tu o wiek, ale o stan mentalny) i nie pamięta (za to jest pamiętliwy).


W przypadku referendum prezes mitygował się niepotrzebnie. Pytania referendalne są sformułowane na tyle bezsensownie, że odpowiedzi „4 x tak” i „4 x nie” są równie bez znaczenia i nawet gdyby referendum okazało się ważne, nie stanowią żadnej podstawy normatywnej dla ustawodawcy. Przyszły ustawodawca nie będzie tym referendum związany. Wyborco na terenie kraju, nie zawracaj więc sobie głowy referendum. Co do mnie, nie wezmę karty i dopilnuję, żeby to odnotowano. Jeśli natomiast ktoś nie chce tego robić, to nic strasznego. Istotne są tylko wybory.

Inaczej jest za granicą. Tam bezwzględnie należy odmówić przyjęcia karty. Komisje zagraniczne muszą zdążyć z liczeniem głosów w 24 godziny. Termin ten jest radykalnym naruszeniem konstytucji i zasady równości wyborów. Ponadto Państwowa Komisja Wyborcza sprzecznie z prawem oświadczyła, że nie przyjmie wyników głosowania bez wyników referendum.

Bierzemy udział w nieuczciwych wyborach. Trzeba jednak w nich wygrać nawet według zasad, które nam narzucono. Przede wszystkim pójdźmy głosować i głosujmy mądrze. Kandydaci z wszystkich trzech list opozycji: Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy, muszą się znaleźć w parlamencie. Trzecia Droga musi zdobyć 8%, aby wejść do Sejmu. Jeśli to się nie uda, będzie nadal rządzić PiS – PiS od „tak, tak”, a jednocześnie „nie, nie”, PiS od niszczenia wszelkich perspektyw Polski. Nie lekceważmy tego. Idzie tu o zbyt wiele.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Wszystko sprowadza się do konstatacji, że informacja staje się zwykłym towarem. A jak wiadomo, kupujący w najlepszym wypadku otrzymuje towar wart swojej ceny.


W ostatni piątek zostałem zaproszony do Rzeszowa, a ściślej, do niezwykle nowoczesnego centrum konferencyjnego w Jasionce.

KOD Małopolskieudostępnił to.



Dziś maszerowaliśmy również w Krakowie. Tuż po godz. 12 marsz „Dla lepszej Polski” rozpoczął się od wspólnego odśpiewania hymnu.


Jarosław Kaczyński podkreśla, że będzie bronił polskich granic. Obrona ta dowodzi już swojej skuteczności. Od Zachodu właśnie zaczyna nas oddzielać szlaban. Wchodzimy na drogę szlabanów i granic.


Minister Rau, w którego ministerstwie doszło do niebywałej afery wizowej, mówi, że innym krajom strefy Schengen nic do naszych wiz, bo jesteśmy suwerenni. Otóż minister Rau, PiS-owska jedynka w Łodzi, nie rozumie albo nie chce rozumieć, że system Schengen opiera się na wzajemnym zaufaniu: poszczególne państwa powierzają tu sobie wzajemnie troskę o wspólne interesy. Polscy urzędnicy, wydając wizy, działają w imieniu całej strefy. Dlatego skutki afery korupcyjnej przy wydawaniu wiz dotykają wszystkich. Chodzi zresztą nie tylko o państwa Schengen. W rzetelność schengeńskich urzędników wierzyło wiele krajów na świecie, na przykład Meksyk, który nie wymagał dodatkowych wiz od osób mających wielokrotne wizy schengeńskie. Dlatego afera wizowa nie jest wewnętrzną sprawą Polski.

Zaufanie zostało podważone. Zaraz opadną szlabany graniczne na Zachodzie, a my wylecimy ze strefy Schengen. I faktycznie, wydawanie wiz stanie się wtedy naszą suwerenną, wewnętrzną sprawą. Jest w tym też smutna wiadomość dla PiS-owskiej władzy: biznes się skończy, bo polskie wizy nie będą już przepustką do Europy i świata.

Tym, którzy chcą się dowiedzieć, dokąd zmierzamy, proponuję wyprawę poznawczą na granicę z Ukrainą. Tak niedługo będą wyglądały wszystkie polskie granice, jeśli PiS utrzyma się przy władzy. Będziemy wtedy tak suwerenni, jak tylko można sobie wyobrazić. Ale możemy też pozostać w Europie. O tym zadecydujemy 15 października.
Felieton jest wyrazem opinii autora. Nie prezentuje stanowiska ZR Małopolskie.


Awantura o film Agnieszki Holland pokazuje wyraźnie, że najgłośniej krzyczy ten, kto ma uszkodzone sumienie. PiS zgodnie z zasadami eugeniki selekcjonuje ludzi na legalnych (zapłacili) i nielegalnych (nie zapłacili). Dla jednych wiza, dla drugich śmierć. Pytanie tylko, czy takie podwójne standardy wobec uchodźców nie zapowiadają podwójnych standardów wobec opozycji. Dzisiaj mur na Białorusi i hejt dla Holland, jutro procesy opozycjonistów za zdradę stanu?


Zaoczne obrażanie się za to, czego jeszcze nie miało się okazji zobaczyć, w naszym kraju się zdarza, zwłaszcza jeżeli nie podoba się sam autor albo autorka. Wystawiona w Teatrze im. Słowackiego sztuka wieszcza, którego pomnik stoi na głównym placu naszego miasta, bardzo obraziła małopolską kurator. Kurator jeszcze nie widziała „Dziadów” w zaproponowanej interpretacji, a już wiedziała, że są złe. Nie dziwi zatem, że wielu polityków PiS-u na czele z Andrzejem Dudą występującym w roli prezydenta nie było w kinie, ale wie, że „Zielona granica” to film z gruntu zły. Wiadomo, urażone sumienie krzyczy najgłośniej. Dlatego aparatczycy władzy już zajęli się propagandą oczerniającą nie tylko film, ale też jego reżyserkę i cały zespół.

Nie trzeba być w opozycji, by się zorientować, że taka postawa nie jest ani dobra, ani bezpieczna. Oczywiste jest, że PiS dwoi się i troi, by wraz z dyktaturą zamontować nam cenzurę. Moim zdaniem cała ta afera o film Agnieszki Holland pokazuje jeszcze jedno: PiS sortuje ludzi w najgorszy możliwy sposób. Dla partii pełzającej dyktatury człowiek jest podmiotem, gdy ma pieniądze, a nie jest nim, gdy ich nie ma. Dlatego dla jednych jest wiza kupiona za ciężkie pieniądze na bazarku, dla drugich mur na granicy i śmierć w bagnach.

PiS biega po kościołach – Morawiecki potrafi wsiąść do samolotu, żeby pokazać się na dwóch mszach w jednym dniu – ale jakoś nie widać u tych ludzi miłosierdzia. Cała niemal partia rządząca już nie raz wyśpiewywała przed kamerami religijne pieśni, nieraz tańczyła na wiecach Rydzyka i obiecywała, że da mu na tacę, ile tylko ten zechce, a równocześnie najwyraźniej nie rozumie, co to jest miłość bliźniego. Ludzie odwołujący się do chrześcijaństwa zrobili sobie atrapę wartości z religii, tak samo jak z naszego państwa zrobili sobie maszynkę do wyciągania kasy.

Najstraszniejsze jest to, że Kaczyński i jego poplecznicy od lat wprowadzają nam eugenikę, selekcjonując ludzi. Gorszy sort mógł nas, ludzi opozycji, śmieszyć. Wcale jednak nie był zabawny, odsłaniał bowiem pogardę i zapowiadał niebezpieczną tendencję podziałów klasowych. Rasizm i klasizm mają te same korzenie, są przejawami tej samej przemocy ufundowanej na nienawiści do innego i na chęci wykorzystania drugiego człowieka. Uznanie, że ktoś jest nielegalny, odebranie człowiekowi podmiotowości zwiastuje czystki polityczne, społeczne, a potem kto wie, jakie. Historia pokazuje, że jak się czyściciele rozpędzili, to i religijne, i etniczne czy mniejszościowe czyszczenie też następowało. Eksterminacja ludzi ma znany przebieg: najpierw dzielenie na właściwych i niewłaściwych, następnie podjudzanie w mowie, w mediach, w symbolicznym przekazie, a później pręgierze, getta, obozy zagłady. To idzie bardzo szybko. Wiek XX nauczył nas, że z pomocą technologii można sprawnie mordować miliony.

W XXI wieku w Polsce za sprawą PiS-u wraca nam historia. Niszczenie sądownictwa, edukacji, upartyjnienie mediów, selekcjonowanie ludzi, wskazywanie, kto jest, a kto nie jest legalny, rozwijanie znieczulicy wobec niesprawiedliwości i mordowania ludzi. Do tego ostatniego przyzwyczaja nasze społeczeństwo granica z Białorusią, gdzie uchodźcy umierają tylko dlatego, że PiS łamie prawo, nie przestrzegając Konwencji genewskich. Milczenie o cierpieniu i tragedii uchodźców przepychanych nielegalnie przez granicę, niszczenie lekarzy i lekarek, aktywistek i aktywistów, którzy dzień po dniu niosą pomoc umierającym, to ogromna skaza na naszym narodowym sumieniu. PiS w ten właśnie sposób zdegradował nasze wartości, poniżył społeczeństwo, robiąc z nas cichych współsprawców. Film Agnieszki Holland jest nie tylko dziełem sztuki filmowej, ale przede wszystkim przywróceniem nam, Polakom i Polkom – żyjącym w cieniu muru zakłamania i śmierci – sumienia.

Czas wreszcie uświadomić sobie, że człowiek nie staje się legalny, gdy zapłaci za wizę. Czas wreszcie rozliczyć PiS za zarabianie na krzywdzie drugiego człowieka, za skazywanie ludzi, którzy potrzebują pomocy, na cierpienie. Czas wreszcie przywrócić prawo. Stosowanie Konwencji genewskich jest naszym obowiązkiem. PiS przyzwyczaiło nas i do tego, że prawo można naginać i łamać. Na szczęście już niebawem możemy to zmienić. Waga tegorocznych wyborów leży nie tylko w konieczności odzyskania demokracji, praworządności, zastopowania pełzającej dyktatury. 15 października będziemy również walczyć o nasze sumienie i fundamentalne wartości.
Felieton jest wyrazem opinii autorki. Nie prezentuje stanowiska ZR.



Wysłuchałem fascynującego podcastu Mateusza Lachowskiego, który z ekspertem Markiem Meissnerem analizuje przyczyny obecnego kryzysu w relacjach z Ukrainą.

Daisy🧩udostępnił to.



Polska pomoc dla Ukrainy stanowiła nie tylko inwestycję w obronę naszej wolności. Była niezwykłym instrumentem budowania polskiej pozycji międzynarodowej. Nagle zaczęliśmy jako państwo grać w zupełnie innej lidze.

KOD Małopolskieudostępnił to.



W piątek, 22.09 o północy zamykamy rejestrację chętnych. Formularz będzie czynny nadal, ale wpisy po północy proszę traktować jako listę rezerwową — nie gwarantujemy, że zdążymy ją obsłużyć.

Dzięki hojności sponsorów autobusów nie będzie brakować. Przez weekend będziemy przygotowywali bazę do podziału na autobusy: eliminacja podwójnych wpisów wykreślanie osób, które zrezygnowały itp. W niedzielę wieczorem do państwa, którzy podali poprawne maile, zostanie wysłana wiadomość potwierdzająca rejestrację — proszę sprawdzać spam, ten mail może tam trafić! Do pozostałych roześlemy SMS-y. Po rozdzieleniu chętnych na autobusy już koordynatorzy autobusów będą się kontaktować ze swoimi podopiecznymi.

Co zabrać ze sobą na marsz? Oczywiście telefony (trzeba jednak pamiętać, że podobnie jak w czerwcu masa równocześnie używających może przytkać sieć); jeżeli się ma, dobrze jest wziąć powerbank. Koniecznie butelka wody, jakaś kanapka. Ubierzemy się stosownie do pogody, mile widziane akcenty KODowskie — koszulki, czapeczki, choć nie wiadomo jeszcze czy pogoda pozwoli je wyeksponować.


Pierwszą dziesiątkę docenianych zawodów zamyka szewc, który prawie że zamienił się miejscami z nauczycielem. To trochę nieładnie z jego strony, bo nauczycielom poza resztkami prestiżu już prawie nic nie zostało.

KOD Małopolskieudostępnił to.